Najpierw trochę wariowaliśmy, ale oczywiście pani Basia zaraz wkroczyła do akcji i przypomniała, że to lekcja w - f. Zaczęła się więc regularna gimnastyka. Najpierw skłony, niziutko do ziemi z prostymi nóżkami w kolanach.
Potem czas na przysiady.
Ależ Sebastian cierpi. Ciekawe, czy bolą go ścięgna?
Teraz rowerek i rozwijanie mięśni brzucha. Nasza pani ciągle powtarza, że musimy ćwiczyć mięśnie brzucha, żeby nie wyhodować sadełka.
Czas rozruszać ramiona. W przód i w tył.
Pani zaproponowała wyścig żabek. Ciężko nam było, bo trzeba pamiętać o kolejności: najpierw rączki na ziemię, potem skok nóżkami.
Mimo to mieliśmy uśmiechnięte buźki.
Wykonaliśmy 2 serie i za każdym razem wygrywałą Helenka Polak. Szybka jest.
Potem zaczęliśmy świetną zabawę "Berek z możliwością uratowania"..
Tradycyjnie odrobina piłki nożnej,
i w końcu loty niekoniecznie narciarskie do piaskownicy. Trudno to na razie nazwać skokiem w dal. Ale figury i pozy w locie - niepowtarzalne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz