poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Wiosna nie tylko w kalendarzu

Słonko przygrzało, zrobiło się ciepło, a nawet gorąco. Nareszcie mogliśmy wyjść na dwór bez kurtek, czapek, szalików, rękawiczek, ciepłych butów (gdybym nie powstrzymała tego potoku słów Marty Czarneckiej i Ameli Jończyk, pewnie wymieniłyby nazwę wszystkiego co wisi w szafie).



Najpierw trochę wariowaliśmy, ale oczywiście pani Basia zaraz wkroczyła do akcji i przypomniała, że to lekcja w - f.   Zaczęła się więc regularna gimnastyka. Najpierw skłony, niziutko do ziemi z prostymi nóżkami w kolanach.

Potem czas na przysiady.

Ależ Sebastian cierpi. Ciekawe, czy bolą go ścięgna?
Teraz rowerek i rozwijanie mięśni brzucha. Nasza pani ciągle powtarza, że musimy ćwiczyć mięśnie brzucha, żeby nie wyhodować sadełka.


Czas rozruszać ramiona. W przód i w tył.
Pani zaproponowała wyścig żabek. Ciężko nam było, bo trzeba pamiętać o kolejności: najpierw rączki na ziemię, potem skok nóżkami.
Mimo to mieliśmy uśmiechnięte buźki.

Wykonaliśmy 2 serie i za każdym razem wygrywałą Helenka Polak. Szybka jest.
                                                                             
\\
 Potem zaczęliśmy świetną zabawę "Berek z możliwością uratowania"..
             
Tradycyjnie odrobina piłki nożnej,
i w końcu loty niekoniecznie narciarskie do piaskownicy. Trudno to na razie nazwać skokiem w dal. Ale figury i pozy w locie - niepowtarzalne!














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz