niedziela, 4 czerwca 2017

Niezapomniane trzy dni w Borach Tucholskich


31 maja wyruszyliśmy na ostatnią szkolną wycieczkę w tym składzie. Wstaliśmy o świcie, bo wyjazd był o 7:00 rano.  Rodzice pożegnali nas udając smutek,
my pożegnaliśmy ich udając, że płaczemy
Gdy tylko zniknęliśmy za zakrętem, mogliśmy odetchnąć pełną piersią i rozsiąść się tak jak lubimy.
Jak widać niektórym tak wczesna pobudka nie służy.
Reszta jednak bawi się doskonale.


Oto czołowi "czasoumilacze". Śpiewają tak donośnie, że słychać na ulicy:)))


Pierwszy postój. Prostujemy nóżki
i biegniemy do toalety.
Portfele tak szalenie nam ciążyły, że postanowiliśmy je trochę odchudzić. Pan był chyba zadowolony z naszej wizyty. My bardzo :)))

Nawet nie wiemy kiedy minęło nam sześć godzin jazdy. Do Funki dotarliśmy o 13:30. Powitała nas pani Agnieszka i pan Kamil. Powiedzieli, że od tej pory to właśnie Oni będą mieli z nami wszystkie zajęcia. Zaczęliśmy od pysznego obiadu. Ponieważ trochę się urwaliśmy z uwięzi, nie skorzystaliśmy z zupy. Nareszcie decydowaliśmy co będziemy jedli.
Po obiedzie chłopcy poszli zapozoznać się bliżej z panem Kamilem,

a dziewczynki, z panią Agnieszką pomaszerowały na warsztaty ceramiczne.
W trakcie pracy rozgorzała dyskusja na temat życia uczuciowego. Dziewczynki rozmawiały o pierwszych porywach serca i wzdychaniu na odległość (niektóre obiekty tych westchnień są setki kilometrów od Warszawy)
Majka ostudziła emocje mówiąc, że szkoda czasu teraz na miłość, bo w tym wieku lepiej skupić się na kolegowaniu, przyjaźniach i wspólnej, dobrej zabawie. Kochać, to można Rodziców. Maju, brawo za dojrzałość!!!


Ach cóż to za dwie piękności? To nasze Ciotuchny - opiekunki. Bardzo je lubimy, ale podczas garncarstwa, wolałyśmy zostać tylko z panią plastyczką. Przepraszamy Ciociunie.

Już coś się wykluwa z kawałka gliny.
Może to dzbanek?
Czyżby żółw?





Pani Basia nie widziała się z dziewczynkami ze 20 minut, więc, obie dziko stęsknione strony, padly sobie w ramiona.


Gdy dziewczynki lepiły z gliny i żywiołowo dyskutowały, chłopcy grali z panem Kamilem w piłkę nożną. Pan Kamil powiedział, że chłopcy są bardzo zaangażowani i ambitni.
 Pan Kamil awanturowanie się i kłótliwość delikatnie nazwał zaangażowaniem. Pani Basia nie była już taka łąskawa. Na zdjęciu reprymenda. Jakie my, biedaki, mamy skruszone miny:(
 Po awanturce znów na dwór. Humorki mamy już lepsze.
W nagrodę chłopcy poszli więc do pracowni garncarskiej.
Rozmowa chłopców bardzo różniła się od tej "dziewczyńskiej". Oni skupiali się głównie na drużynach piłkarskich.

Proszę. Oto dowód. Ulepiona przez Franusia koszulka chyba Ronaldo.








Dizewczyny - akrobatki spacerują po linie i szaleją na trawie.
Nam dzieciom, nigdy nie wyczerpują się bateryjki. Uwielbiamy aktywność ruchową. 

Oto szalone kobiety z III b. Zdjęcie kwalifikuje się do najwyższej nagrody. 


Nad tym pięknym jeziorem Charzykowskim
zadumana, rozmarzona ciocia Karinka rozkoszuje się ciszą i naturą. 
My dalej na sportowo. Rzuciliśmy się w kierunku trampolin.
Czas rozwinąć skrzydła i choć na ułamek sekundy oderwać się od ziemi. Jak cudownie unosić się w powietrzu i bezwładnie opadać.






Wojtuś za chwilę przeskoczy siatkę zabezpieczającą.


Szczerze mówiąc ledwo żyjemy. Przez cały dzień, przebywaliśmy w pokojach nie więcej niż 20 minut.
Czas na kolacyjkę. Ale coż to? Czyżby Majeczki nogi były tak zmęczone, że do stołówki przybyła w puchatych kapciuszkach?
Drodzy Rodzice. Kaloryczne, sycące kanapki bez masła i z zielonym ogórkiem. Z całą pewnością takie jedzenie wystarczy do rana.



Po kolacji wcale nie poszliśmy do pokojów, by przygotować się do snu. Pani Agnieszka i pan Kamil zabrali nas jeszcze na zabawę "Pięćdziesiątka". Polegała ona na tym, że rzucaliśmy kostką, po czym musieliśmy znaleźć na terenie ośrodka kartę z wyrzuconą liczbą. Gdy ją znaleźliśmy, podchodziliśmy do pani Agi lub pana Kamila, a nasi opiekunowie zadawali nam pytanie. Jeśli znaliśmy odpowiedź, mogliśmy przesunąć swój pionek o tyle oczek, ile wyrzuciliśmy na początku. Wygrywała ta drużyna, która najszybciej dotarła do mety.

Z niezwykłym zaangażowaniem rzucamy, biegamy, szukamy. Jeśli nie znamy odpowiedzi, prosimy dorosłych o pomoc. Niestety pani Basia podała nam złą odpowieź. Myślała, że Funka leży w województwie Kujawsko - Pomorskim. Niestety to wojewóztwo Pomorskie. 



Zabawa zabawą, ale odrobina czułości jest bardzo potrzebna.
Kasia, z pełnym oddaniem biegnie do planszy, a Kacper z Mateuszem ustalają dalszą strategię gry.







Koniec wariactw na dworze. Nareszcie można pójść na dyskotekę.
Dziewczyny całe w brokatach, sukniach i błyskotkach, chłopcy wyczesani i pachnący.

Ale, ale? Tu piękne damy, a za damami uroczy bałaganik. Dziewczyny jak lwice rzuciły się, by własnym ciałem zasłonić corpus delicti.
Ich miny mówią wyraźnie: Przecież nic się nie dzieje. Co pani chce fotografować?

Niestety większość z nas tak szybko jak poszła na dyskotekę, równie szybko z niej wróciła. Muzyka była dla nas zbyt głośna. Od czego jednak nasze pomysłowe koleżanki? Mela Jońćzyk wzięła z domu kulę dyskotekową, dziewczyny wyjęły słodkości i prawdziwe disco zaczęło się w pokoju.

Świetny widok, dobra zabawa. przecież to najbardziej lubią "tygryski".

Oto giganci, którzy postanowili jednak zostać z panem Kamilem na dyskotece. Tańczą fantastycznie. Wojtku, jesteś niesamowity.
Nie powiemy, która godzina minęła, bo nie chcemy denerwować rodziców, ani narobić kłopotów pani Basi, ale właśnie o tej godzinie wskoczyliśmy pod prysznic (niektórych trzeba tam było zaciągać siłą). Jeden z naszych kolegów z rozbrajającą szczerością stwierdził, że myje się porządnie, ale dość rzadko.
Już czyści i pachnący przyszliśmy do pani Basi posłuchać bajeczki. 



Pani powiedziała, że gdy wróciliśmy do pokojów, to po niecałych pięciu minutach wszyscy spali. Dostaliśmy w kość tym programem.
Ranne skowroneczki myją ząbki, czeszą się i szykują do śniadanka.

Było ono wyjątkowe. Przecież dziś Dzień Dziecka. Dostaliśmy lody, a dorośli odśpiewali nam 
Sto lat i złożyli nam życzenia. Gdy wróciliśmy do pokojów, pani Marzenka, Karinka, pan Marek wręczyli nam prezenty od naszych kochanych rodziców. Dziękujemy Wam bardzo.




 

Czas na zmianę butków i kurtek. Wyruszamy do lasu budować szałasy i robić ogniska.


Zaczynamy od teorii. My grzecznie słuchamy i zadajemy pytania w razie wątpliwości.




Podzieleni na grupy zaczynamy od znoszenia budulca.





Świetnie potrafiliśmy współpracować, dzielić się obowiązkami. Nikt na nikogo nie krzyczał, nie poganiał, nie krytykował. Dziewczyny zachęcały aby brać te pieńki "bez skóry". 

Mati próbował innej drużynie podprowadzić gałąź z liśćmi. Został jednak przyłapany na gorącym uczynku. Zdążył jednak na swoją obronę powiedzieć, że to wspólne drewno, bo las jest lasem naturalnym, czyli wspólnym.



Kierownik budowy Wiktoria wydaje dyspozycję: "Chłopcy sprawdźcie, czy konstrukcja jest stabilna". Cóż za profesjonalizm w działaniu i mowie :)
W górę, w górę, zdaje się mówić Sebastian do kolegów.
Kubuś sprawdza czy te pieńki nie spadną na głowę.
I jeszcze jeden.
Pani kierownik Wiki nadal nadzoruje prace.









Oj jak ciężko, ale razem jesteśmy w stanie poradzić sobie ze wszystkim.
Tam gdzie nie można udźwignąć, można sobie poturlać. Brawo za inwencję twórczą! Nasi chłopcy to jednak dżentelmeni. Nie pozwolą męczyć się kobiecie.

Wygląda to coraz lepiej. Z całą pewnością przypomina już szałas.



Niech Was nie zwiedzie to zdjęcie. Wcale nie było zimno, na pewno nie padał deszcz. My po prostu umiemy przewidywać i w ten sposób bronimy się przed kleszczami. Gdy szałas gotowy, trzeba go ocieplić. Mech jest tutaj niezastąpiony.
Wojtek krzyknął do dziewczyn:
"Wy zajmijcie się ocieplaniem i uszczelnianiem szałasu, bo wy zazwyczaj krzątacie się po kuchni"
Dziękujemy Ci Wojtusiu, za wskazanie nam miejsca w szeregu życia domowego:)))

Spójrzcie sami. Warto było się tak wysilać. Nie tylko szałas jest świetny i można w nim przenocować, gdy utkniemy w lesie ciemną nocą, ale mamy też wspaniałe ognisko. W razie kłopotów damy sobie radę.

Kolejne szałasy też rewelacyjne.




Przyszedł czas na oficjalną ocenę fachowców.


A tu jeszcze mała niespodzianeczka. Taka zasadzka na intruzów.
Ponieważ wszyskie drużyny dostały po 9 punktów, przyszedł czas na pyszne ciasto z owocową herbatą. 


Nie ma co komentować. Buzie zapchane, znaczy ciasteczko wyśmienite.


Wróciliśmy na dwie minuty do hotelu i biegiem na zajęcia. Chłopcy na plastykę, 






a dziewczyny na łucznictwo. Pani Agnieszka wyjasnia zasady strzelania z łuku i zasady bezpieczeństwa.

Teraz my. Naturalnie, pierwsze koty za płoty. Strzały zamiast w tarczy osiadały na ziemi. 
Też dobrze :)



Melcia pokazała co potrafi
Dostała od nas wielkie brawa.
Popatrzcie na nasze piękne sylwetki przy strzelaniu. 
Wyglądamy jak rasowe Amazonki.
Wiki też ma sokole oczko. 


Teraz w szranki stanęła pani Basia i pani Marzenka.
Brawo cioteczki.

Wizyta w pokoju na pięć minut. Skorzystała z tego pani Basia, która natychmiast rzuciła się by fotografować, delikatnie mówiąc, nieporządek.
Prawda, że chłopcy są cudni z tą swoją wrodzą skłonnością do bałaganu?

Teraz panowie z łukiem.
Im też poszło świetnie.


  





Dziewczynki w tym czasie grały z panią Agą w siatkówkę.



Wreszcie upragnione zajęcie. Wizyta w sklepie z pamiątkami. 
Kuba ma nawet pieniądze w oczach.

Ach, jaka niespodzianka. W Funce spotkaliśmy pana od zajęć fizycznych Roberta Łukasiewicza i Panią Monikę od języka angielskiego. 
Obkupieni chłopcy. Mamusie i tatusiowie na pewno będą szczęśliwi. 
Pani Basia cierpi, bo z powodu Dnia Dziecka, musiała przymknąć oko na Fantę :)




Dziewczyny zrobiły show, śpiewając pod sklepem kaszubską przyśpiewkę ludową. Dostały za to ogromne brawa od słuchaczy.
Nasze chłopaczki kochają chemiczne wynalazki do jedzenia. Na zdrówko skarbeczki.
Trochę relaksu prz ping-pongu i piłkarzykach.

Gramy jak zawsze z ogromnym zacięciem.

Nasze buzie grają na równi z naszymi rączkami.





Dziewuszki natomiast pieką babeczki.
Właśnie skończyły i przyszły zabrać chłopców na wyjątkowy "dzieńdzieckowy" obiad 
w formie grilla
Zanim wyszliśmy, mogliśmy podziwiać kunszt cioci Karinki. Dobra jest :)
Oto i ognisko. Pierwsze popalone kiełbaski spoczęły w popiołach, ale reszta była już dobra. Tata Kuby dbał żebyśmy nie zrobili sobie krzywdy przy ogniu, pomagał przy pieczeniu.


Nie ma to jak pyszna kiełbaska z odrobiną węgla. Tak dla zdrowotności :)))
Poza kiełbaskami były  pomidory, ogórki, smalec, bigos
i cudowna lazania.


Smacznego ciotuchny. Jedzcie na zdrówko. Nie przejmujcie się, w ośrodku wagi nie ma.




Po jedzeniu jak zwykle  zrzucanie kalorii. Przeciągamy linę, skaczemy na batucie.




 








A tak kochani Rodzice wyglądają szczęśliwe dzieci.

Czy to nie są najpiękniejsze pyszczyska świata?



Oj i pani Bania widać przejadła się, bo próbuje zgubić niechciane kalorie.


A teraz uwaga, uwaga, idziemy na nocne podchody. Dziewczynki pierwsze, chowają zadania przeznaczone dla chłopców.
Chłopcy szukać będą kartek i wykonywać zlecone zadania. W drogę.
Oto pierwsza praca Herkulesów. Wcale nietrudna.


To już trochę trudniejsze. Trzeba nazbierać szyszek i ułożyć napis. Łatwo nie jest układać w ciemnościach.


W tym akurat jesteśmy świetni.
Sebastian dumnie prezentuje czerwoną wstążkę. Oznacza to, że znalazł kartkę z zadaniem.

Idziemy i wcale się nie przewracamy.

Ułożyliśmy piękny wiersz, ale zapomnieliśmy treść. Zapisał ją pan Kamil.
Dziewczynki są urocze
i mają długie warkocze.
rozrabiają bardzo często,
i wszędzie jest ich gęsto
Kochamy nasze dziewczyny
bo są słodkie jak maliny
bądźcie dla nas kochane
to zrobimy wam śniadanie.
Tylko dzięki sprawnemu oku Karola udało się znaleźć kartkę z zadaniem

Oto nagrany nasz taniec
Teraz to będzie hardcore. Jak tu wymyślić 10 komplementów?


Do tego zadania potrzebny jest dystans do siebie i poczucie humoru. Na szczęście, w naszej klasie prawie wszyscy posiadają tę zaletę i umieją się z siebie śmiać. 

Brawo chłopcy!

Ciekawe czy dziewczynki zgadły czyje imię pojawiło się najczęściej. Na trzy - cztery krzyknęliśmy:
MAMUNIA! Czy zakręciła się Wam, Mamusie, łezka w oku?
Ostatnie zadanie było bardzo proste. Musieliśmy znaleźć dziewczynki. Ukryły się w pracowni plastycznej.

Po powrocie, znów szybki prysznic i słuchanie bajeczki. Nie powiemy, o której godzinie to było.

Oto i dzień trzeci. Ostatnie śniadanko w Funce. Pani Basia musiała chodzić po pokojach i śpiewać na cały głos piosenkę "Minęła nocka, minął cień, słoneczko moje dobry dzień" itd. Zaczynała cicho, a potem zwiększała decybele, aż wszyscy wstali.
Wyspani, umyci i piękni (jak zawsze) maszerujemy coś zjeść.

Kuleczki czekoladowe na mleku są bezkonkurencyjne. 




Zemdlony Mati przed przyjęciem leków. Cuci go ciocia Marzenka
Wielki dzień kulinarny chłopców. Pieką pizzę. Jejku. Jacy my będziemy samodzielni po tej wycieczce. 












Dziewuszki na tańcach. Trenują hip-hop.





Pani instruktorka była zadziwiona naszą gibkością.

Jest na co popatrzeć.

Tak to już w życiu bywa niesprawiedliwie, że gdy jedni spalają kalorie, inni, ci bardziej uprzywilejowani, dostarczają je sobie i to w obłędnych pysznościach. Ach życie, życie...


Nasza kochana, romantyczna ciociu Karinko. Żal odjeżdżać, co?

Należało się chłopcom po tym obżarstwie. Teraz spalają to, co zjedli.
 
Wszyscy tańczą świetnie, ale Wojtek wygląda jakby z tą umiejętnością się urodził.

Tenis. Możemy sobie pograć,. Niestety nie szło nam najlepiej, więc pan instruktor postanowił zmienić taktykę. Nie grałyśmy już z sobą, tylko zaczęłyśmy trening z odbijaniem piłki rzucanej  przez pana tenisistę.




I proszę! Teraz jest dużo lepiej. Prawie za każdym razem trafiamy.


Cóż za miny, jakie figury.




 Po nas, dziewczynkach, do walki stanęły Ciocia Marzenka i Karinka. 

 Brawo!










 Kacperek początkowo wolał skakać na batucie. Popatrzył jednak, pomyślał i zdecydował się spróbować swoich sił na korcie. Pan instruktor otoczył go troskliwą opieką i pokazał w jaki sposób uderzać piłkę. Kacprowi spodobał się ten sport, więc może od połowy czerwca zacznie treningi na kortach.


 Po wysiłku sportowym szybciutko poszliśmy do stołówki, na świetny obiad (jak zresztą codziennie). Panie ugotowały pierogi. Ruskie i owocowe. Nikt nie marudził. Wszystkim odpowiadało menu. Wujek Marek (tata Kuby) zawsze troszczył się aby nie zabrakło nam kompocików i by nikt nie wyszedł głodny.
 Ciotuchny i wujek Marek mogli jeszcze zjeść deser. Nam nie dali, bo dorośli bali się, że bita śmietana może nam zaszkodzić. Szkoda. Tak pięknie wyglądał...
 Pożegnaliśmy rezydentkę Funki, piękną suczkę Mutiśkę

 Czas odjeżdżać. Ach, jak tu było nam dobrze...
 Przy autokarze podziękowaliśmy pani Agnieszce i panu Kamilowi za wspaniałą zabawę, opiekę i naukę. Odśpiewaliśmy im piosenkę "Wszystkiego najlepszego" i wyściskaliśmy się ile się dało.

 Pan Kamil przypomniał jeszcze chłopcom, że warto współpracować z sobą, darzyć się sympatią i szacunkiem, a kłótnie i złośliowości zostawić daleko za sobą.

 Ostatnia wspolna fotka i żegnaj Funko :(


Kochana Pani Agnieszko i kochany panie Kamilu. Dzięki Wam przeżyliśmy trzy niezapomniane dni w magicznych Borach Tucholskich. Jesteście naprawdę fantastycznymi opiekunami, z nieziemskimi pomysłami i anielską cierpliwością. Bardzo Wam dziękujemy. 




Czyżby dzieci zmęczyły się na wycieczce?


Kamilek coś smutny. Schował się za zasłonką.
Stanęliśmy aby skorzystać  z toalety, a tu taka niespodzianka. Wspaniały plac zabaw. Postanowiliśmy wydłużyć sobie czas wycieczkowy i poszaleć trochę na tych kolorowych sprzętach.


Nareszcie Kuba ma tatę tylko dla siebie.





 Postój nr 2. Do Warszawy zostało nam 100 km, ale mimo wszystko zatrzymaliśmy się chwilę odetchnąć, zjeść kanapki i owoce zabrane z Funki i skorzystać z toalety.






 O! Złapana pani Basia jak opycha się kanapkami. Dużo ich. I co się potem dziwić, że przybywa kilogramów? Spokojnie. Nikt pani nie zabierze :)
 A teraz zabawa w butelkę. Na kogo padnie, na tego bęc. Trzeba siłować się na rękę. 
Powiemy Wam w sekrecie, że lepiej Meli Jończyk w drogę nie wchodzić. Ma dziewczyna siłę w łapkach:)))



Marta Czarnecka i Wiki postanowiły zostać opiekunkami dla małego dzidziusia, a ciocia Marzenka jak widać opiekunką troszkę dużej pani Basi. Tu w roli wiązaczki sznurówek.

 No i już po wycieczce i już po wycieczce i smutek jak wprzód. Nam smutno, rodzicom wesoło. Konflikt interesów.
 Miło jednak zobaczyć naszych kochanych bliskich.
 Stęskniliśmy się troszkę.
 Kamilek kochany podziękował za opiekę obu cioteczkom. Jakie to piękne:)
 Oj. A po Kamilka i Majeczkę nikt nie przyszedł? 
Proszę się nie martwić. Tatuś Majki i tatuś Kamilka przybiegli po swoje pociechy. Wyściskali i wycałowali najmocniej.
Gdy tylko Marzena Machowicz, Karina i Marek dadzą nam zdjecia robione przez siebie, pojawią się one na naszym blogu



2 komentarze:

  1. Basiuniu,
    cudna relacja... Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Karinko za ciepłe słowa i obecność na tej wycieczce. Jesteś nieocenioną towarzyszką podróży i kochaną ciociunią - opiekunką :)))

      Usuń